Podpisana umowa z architektem adaptującym
Uff,
Po długich przebojach, spieszę donieść, iż dnia 28.07.2016 roku, podpisałem umowę z architektem adaptującym. Ufff, naprawdę ufff... Ciśnienie ze mnie zeszło, bo po drodze miałem mnóstwo przebojów na etapie wybierania architekta.
Ten pan jaki jest, no cóż - się okaże. Poznałem go całkiem przypadkiem, gdy robił odbiór mieszkania mojego znajomego. Taki Odbiór przez duże "O". Naprawdę, full profeska. Byłem w szoku, jak bardzo dociekliwy, konkretny i spostrzegawczy jest ten koleś (ewentualnie po prostu przykłada się do swojej roboty)... Odbiór zrobił naprawdę solidny i, gdy już właściwie skończył, pozwoliłem sobie uciąć z nim pogawędkę, podczas której okazało się, że robi adaptacje projektów domów i przy okazji jest kierownikiem budowy.
Zatem, jeśli wywiąże się pozytwnie z "bycia architektem", to mogę powiedzieć, że kierownika budowy też już mam... Super!
Tak czy inaczej, jestem szczęśliwy. Ciśnienie naprawdę ze mnie zeszło i położę się spokojnie spać.
Co prawda, wiele jeszcze przede mną, muszę pozałatwiać wiele papierów + to, co napawa mnie największą grozą - wyłączenie z produkcji rolnej, brrrr... Coś czuję, że tu najbardziej się namęczę. Bo wypis i wyrys to pryszcz, mapa do celów projektowych też, upoważnienia w starostwie to pestka... Zatem, znając złośliwość rzeczy martwych (ew. urzędniczych), to wyłączenie z produkcji rolnej doprowadzi mnie do łez. A to dopiero początek :)