Jak dobrze, że jestem już stary :)
Ohh, jak dobrze, że jestem już "stary" i trochę się w życiu nauczyłem, bo jeszcze kilka lat temu rozpierniczyłbym cały ten grajdołek, a dziś, najzwyczajniej w świecie, stęknę sobie lekko pod nosem i wypowiem sam do siebie (bo lubię z kimś inteligentnym porozmawiać) "widzisz Łukasz, a nie mówiłem...".
W czym rzecz?
Ano w odrzuceniu mojego zgłoszenia o budowę :) A właściwie to decyzji o uzupełnieniu "braków", które w sumie praktycznie jednoznaczne są z tym, że muszę wycofać zgłoszenie a następnie złożyć na normalne PnB.
Do czego się przyczepił urząd? Prościej powiedzieć do czego się nie przyczepił :)
A to do deszczówki, że muszę udowodnić, że jest zgodna z rozporządzeniem Ministerstwa Infrastruktury (WTF? :) ), a to do kolorów na mapie zagospodarowania terenu (cytat pani z urzędu: "może wprowadzicie Państwo np. kolor różowy?" - ach ta poprawność polityczna) i, co najgorsze, po zmianie przepisów nie mam dostępu do drogi gminnej.
Dlaczego? Ano dlatego, że pomiędzy drogą gminną a moją działką jest inna działka, która została specjalnie wydzielona pod drogę, ma odpowiedni kształt, wymiary, nawet zatoczkę do zawracania. Ale - RIIIb. I wszystko jasne. Trzeba wyłączyć z produkcji rolnej.
Koszt? Jak najgorzej pójdzie to 44873 złote. Jak najlepiej: 22873 zł. No cóż, całe szczęście, że na 10 właścicieli i w sumie przez 10 lat.
Zatem ostatnie dni upłynęły mi pod tematem biegania po właścicielach, tłumaczenia, załatwiania pełnomocnictw. Wczoraj złożyłem papiery do Starostwa i błagałem o szybkie rozpatrzenie sprawy. Się okaże, trzymam Panią Inspektor za słowo.
No, to tyle.
Co ciekawe, ze względu na tytuł tego postu, nawet się nie wkurwiłem a właściwie lekko zdenerwowałem. I co najciekawsze, nie ze względu na to, że "coś poszło nie tak", bo tego byłem prawie pewien, ale ze względu na to, że śmiałem pomyśleć, że "wszystko pójdzie OK", tak jakbym nie znał praw Murphiego...